niedziela, 26 maja 2013

Projekt: Zainspiruj się naturą, tydzień 1 - kwiaty

Hej Kochani! Przepraszam Was za moją dłuższą nieobecność na blogu, ale matury pochłonęły mnie całkowicie, do tego doszło trochę innej pracy i tym sposobem mój wolny czas, a razem z nim czas na prowadzenie bloga strasznie zmalał. Na szczęście już mam wakacje i będę starała się regularnie dodawać notki :) I oczywiście zaraz po dodaniu tego posta biorę się za moderację oczekujących komentarzy oraz za odwiedzanie Waszych blogów.

Dzisiejsza notka będzie "krótka, zwięzła i na temat" jak to mówią, bowiem dołączyłam do projektu "zainspiruj się naturą" - KLIK (można jeszcze dołączać do zabawy!). Dla mnie to czysta zabawa, bo nie mam zbytnich zdolności ani do malowania paznokci, ani do makijażów, ani do robienia fryzur, ale co mi szkodziło dołączyć? :) Jak się bawić, to się bawić! :)

Pierwszy tydzień zabawy polegał na zaczerpnięciu inspiracji z kwiatów. Ja postawiłam na paznokcie w stylu "vintage roses nails" - znajdziecie mnóstwo wskazówek jak je wykonać w sieci, jeśli ktoś miałby ochotę. Nie wyszły mi może idealnie, ale jak już mówiłam, nie mam zbytnich zdolności, a może nawet to nie kwestia zdolności, a braku wprawy - ilość moich prób namalowania sobie jakichkolwiek wzorków na paznokciach przez całe życie mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki, dlatego liczę na wyrozumiałość z Waszej strony :P
Paznokcie pomalowane dosłownie przed chwilą, zdjęcia robione zanim lakiery zdążyły porządnie wyschnąć, ale spieszyłam się, żeby dotrzymać terminu :) Moje różyczki (wciąż trochę w wersji "roboczej") prezentują się następująco:




Do pomalowania paznokci użyłam tych lakierów:


No i cóż, zapoznałam Was z moją WIELKĄ AMATORSZCZYZNĄ (moje doświadczenie w kwestii zdobienia paznokci wynosi ZERO!) w związku z inspiracją kwiatami w ramach projektu "zainspiruj się naturą", proszę o wyrozumiałość, w następnej (zwierzęcej) inspiracji postaram się pokazać coś lepszego. A teraz lecę przeglądać komentarze i Wasze blogi, trzymajcie się! 

Pozdrawiam, iyss

sobota, 11 maja 2013

Beyonce Heat - opinia

No i po krzyku, wszystkie pisemne matury mam już za sobą. :) Jestem nawet zadowolona, ale z niecierpliwością będę czekać na wyniki. Przepraszam, że ostatnio w ogóle mnie tu nie było, ale matury pochłonęły mnie w stu procentach. Jednak zaraz po napisaniu notki biorę się za nadrabianie zaległości, muszę przejrzeć komentarze i oczywiście odwiedzić Wasze blogi. Dzisiaj opowiem Wam trochę o zapachu Beyonce Heat :)
 

"Beyoncé Heat to unikalny wyraz zmysłowości kobiety. Uzależnia, oczarowuje i wywołuje dreszcze. Jest jednocześnie elegancki i kobiecy z nutą tajemniczości. To zapach dla wszystkich pewnych siebie kobiet, które nie boją się pożądać i być pożądanymi."

"Heat pachnie urzekająco i nowocześnie. Jest mieszanką kwiatów, owoców i akordów drzewnych. Zawiera rzadkie, zmysłowe nuty, dzięki czemu trudno mu się oprzeć i na długo zapada w pamięci.

Nuta głowy : bukiet z magnolii i kwiatu gorzkiej pomarańczy w połączeniu z kilkoma kroplami delikatnej, soczystej brzoskwini.

Nuta serca: zmysłowa mieszanka, na którą składają się migdałowe ciasteczka tzw. makaroniki, słodki nektar z wiciokrzewu oraz piżmo.

Nuta bazowa: jest ciepła i bardzo seksowna dzięki akordom drzewa sekwoja, bobu tonka oraz ambry."


Zapach ten dostałam w prezencie urodzinowym od chłopaka, używałam go grubo ponad pół roku, więc myślę, że mogę coś powiedzieć na jego temat. Kiedyś oglądając perfumy w Rossmannie, wpadł mi w oko właśnie ten zapach, psiknęłam się testerem i zakochałam się w tym zapachu. Moje pierwsze skojarzenie kiedy go powąchałam? Zmysłowa wata cukrowa. Wiem, dziwne skojarzenie, ale tak właśnie było. :) Jest to zapach dość słodki, jednocześnie bardzo intrygujący. Bardzo mi się spodobał, bo lubię takie zapachy. Jednak cena, ok. 90 zł za 30ml trochę mnie odstraszała - niestety jeszcze nie posiadam własnych dochodów, a ciężko ni z tego ni z owego namówić rodziców na wodę perfumowaną za prawie 100 złotych. Miałam to szczęście, że zapach przypadł do gustu także mojemu chłopakowi i postanowił dać mi go w prezencie, bardzo się ucieszyłam. Heat dostałam pod koniec sierpnia ubiegłego roku i niestety, ale zostało mi go już na około 1-2 użycia. Szkoda, bo bardzo polubiłam ten zapach, na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę. Psikając się rano, jest wyczuwalny na skórze prawie przez cały dzień, jednak z czasem jego intensywność znacznie słabnie. Jeśli chodzi o wydajność... Używam go od ośmiu miesięcy, jednak prawdę powiedziawszy starałam się oszczędzać i nie był to mój typowy zapach na co dzień, ale biorąc pod uwagę fakt, że jak już się psikałam to "dużo i porządnie", to i wydajność wydaje się być całkiem okay. Jednak moim zdaniem jest to zapach dla kobiet, które bardzo lubią słodkie zapachy, dla reszty może być nieco przesłodzony czy nawet mdły. Heat będzie na pewno jednym z moich zimowych zapachowych ulubieńców, na lato poszukam czegoś "lżejszego" :)

Miałyście kiedyś do czynienia z tym zapachem? Przypadł Wam do gustu, a może niekoniecznie? Mogłybyście polecić mi jakieś lżejsze zapachy, takie typowe "na lato"?

Pozdrawiam, iyss 

 

poniedziałek, 6 maja 2013

Bielenda, AZJA SPA Dwufazowy olejek do kąpieli i pod prysznic IMBIR & KARDAMON - recenzja

Jak to ujęła Kathy, trochę się ostatnio rozleniwiłam :P - fakt, ostatnio mało mnie na blogu, a wszystko przez maraton matur, który rozpoczynam jutro, dlatego przez najbliższe dni nowe notki mogą pojawiać się w nieco większych odstępach. Życzcie mi powodzenia na maturach, żeby nie zapeszyć nie będę dziękować albo podziękuję już po wszystkim :)

Na dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję produktu, który baaaaaaardzo polubiłam. Mowa tutaj o dwufazowym olejku Azja SPA z Bielendy. Dowodem mojej sympatii jest z pewnością fakt, iż jest to już moja trzecia butelka ;)

 
 
"Dwufazowy olejek do kąpieli i pod prysznic wykorzystuje niezwykłe właściwości roślin rytualnych Azji – zapewnia wyjątkową kąpiel w delikatnej śmietankowej pianie. O piękno Twojej skóry zadbają IMBIR i KARDAMON – znane z właściwości delikatnie rozgrzewających, przyspieszających przemianę materii, wspomagających spalanie tkanki tłuszczowej, oczyszczającej z toksyn.
Zawiera BIO OLEJEK MAKADAMIA – NATURALNE ŹRÓDŁO JĘDRNEJ SKÓRY." 

Olejek ten ma obłędny zapach i to w zasadzie on zadecydował, że wybrałam ten, a nie inny produkt z tej samej serii :) Jeśli chodzi o działanie ujędrniające i nawilżające - myślę, że każda z nas zdaje sobie sprawę, że żaden kosmetyk nie jest w stanie sam z siebie na dłuższą metę ujędrnić nam skóry, ale po kąpieli w tym olejku ma się wrażenie jakby skóra faktycznie była bardziej jędrna. Efekt nawilżenia z pewnością jest zauważalny i wyczuwalny. :) Zapach jest dość... nie wiem jak go określić, słodki to z pewnością złe słowo, ale mogę śmiało napisać, że jest to bardzo przyjemny zapach - nie męczy, jest delikatny, taki trochę mleczny... I bardzo relaksujący. Wyczuwalny w kąpieli, ale po niej nie utrzymuje się zbyt długo. 

Zastanawiacie się pewnie dlaczego zapach określiłam jako mleczny, otóż już wyjaśniam :) 
Produkt ten składa się tak jakby na dwie warstwy, co z resztą widać na załączonym zdjęciu - białej i takiej miodowej. Za mleczny zapach odpowiada na pewno ta górna, biała partia, nie wiem jak to określić, ale jest to coś w rodzaju gładkiej piany. 

Sposób użycia: "Wstrząsnąć do uzyskania jednolitej konsystencji, wlać pod strumień bieżącej wody, lub bezpośrednio na gąbkę podczas kąpieli pod prysznicem."

Po wstrząśnięciu uzyskujemy jednolitą konsystencję, wygląda to mniej więcej tak:


Po kilku godzinach od zmieszania, olejek wraca do swojego pierwotnego stanu, czyli znów wyraźne są dwie "warstwy" :)

Ja olejek najczęściej dodaję po prostu do kąpieli, w wyniku czego otrzymuję pachnącą kąpiel z pianą :)


 Jeśli chodzi o cenę, to jest to ok. 14 złotych, choć ostatnią butelkę udało mi się kupić w Biedronce jakoś dwa miesiące temu za ok. 10 złotych (?).

Co do wydajności... Jest taka średnia. Kiedy olejek dodajemy do kąpieli dość często, to produkt niestety ubywa nam bardzo szybko, ponieważ jego konsystencja jest dość ciekła, powiedziałabym nawet, że tradycyjne płyny do kąpieli są bardziej gęste niż ten olejek. Jednak stosowany na gąbkę zużywa się jak przeciętny żel pod prysznic, wtedy na wydajność nie możemy narzekać :)


Skład: Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cocamidopropyl Betaine, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Propylene Glycol, Glycerin, Zingiber Officinalis (Ginger) Root Extract, Elettaria Cardamomum (Cardamom) Extract, Citric Acid, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, CI 14700 (FD&C Red No. 4), CI 19140 (Acid Yellow 23)

Na pewno nie będzie to moja ostatnia butelka tego produktu :) Używałyście kiedyś może tego olejku? A może miałyście okazję testować inny olejek z tej serii? Jeśli nie, może macie swoich kąpielowych ulubieńców godnych polecenia - płyny do kąpieli, olejki? 

Pozdrawiam, iyss

sobota, 4 maja 2013

Maseczka, odżwyka, serum z serii Joanna Argan Oil - recenzja

Wczoraj skończyło mi się kilka produktów do pielęgnacji włosów, więc pomyślałam, że podzielę się z Wami moją opinią na ich temat. Mowa o kosmetykach Joanny z serii Argan Oil, używałam maseczki, szamponu i serum na końcówki włosów. W serii tej znajdziemy także kilka innych produktów, ale ja postanowiłam zdecydować się akurat na te. Serum wpadło mi kiedyś w oczy podczas zakupów, a że bardzo przypadło mi to gustu i wspomniałam o tym chłopakowi, to po niedługim czasie dostałam od niego maskę i odżywkę. :)


Są to kosmetyki stosunkowo tanie, cena każdego z powyższych nie przekracza 10 zł. :)
O ile maseczka i odżywka mnie jakoś specjalnie nie zachwyciły (nie mówię, że są złe, działały całkiem fajnie, ale miałam wrażenie, że odżywienie włosów było "od mycia do mycia", a nie faktycznie, na dłuższą metę), to serum sprawowało się świetnie, czego dowodem jest w sumie fakt, że jestem w trakcie używania kolejnego opakowania. :) Cała seria przeznaczona jest do pielęgnacji suchych i zniszczonych włosów.

Kilka słów o maseczce...
Cena: ok. 8 zł
Maseczka doskonale regeneruje przesuszone włosy i zniszczone końcówki oraz likwiduje problem puszenia się włosów, nadaje im zdrowy wygląd i pożądaną przez wszystkie kobiety miękkość oraz cudowny blask.
Jak dla mnie, jej konsystencja sprawiała, że była mało wydajna - trzeba było dużo maski, by nałożyć ją na całe włosy. Plusem na pewno jest zapach. Troszkę obciążała mi włosy, a jeśli chodzi o pielęgnację, mam wrażenie, że włosy były zdrowsze 1-2 dni po umyciu, a później efekt znikał. Raczej już do niej nie wrócę.

Odżywka
Cena: ok. 8 zł
Odżywka z linii Argan Oil przeznaczona jest do włosów potrzebujących szczególnej pielęgnacji. Jej skład został wzbogacony olejek arganowy uzyskiwany z upraw ekologicznych i  posiadający certyfikat Ecocert. Olejek ten - zwany także płynnym złotem Maroka - sprawia, że odżywka regeneruje zniszczone i przesuszone włosy, a także rozdwajające się końcówki. Przywraca włosom witalność i przepiękny blask.
Konsystencja nieco bardziej sprzyjająca nakładaniu niż w przypadku maski, zapach równie ładny. Ale i działanie równie przeciętne. Wygładza włosy, ale tylko na jakiś czas, nie jest to trwałe. Wydajność średnia, ale mimo to większa niż maski. 

 
  Serum
Cena: ok. 6-7zł
Serum regeneruje nawet najbardziej zniszczone i przesuszone końcówki, redukuje łamliwość i wygładza włókna włosów przywracając im zdrowy połysk i miękkość.
I to jest produkt, który zdecydowanie mogę polecić. Przynajmniej u mnie się sprawdził ;) Nakładam najczęściej na mokre końcówki. W efekcie faktycznie są wygładzone i w lepszej kondycji. Jest bardzo wydajne, wystarcza mi na około 2 miesiące.

Tyle chyba miałam Wam do powiedzenia, starałam się pisać "krótko, zwięźle i na temat" :)
Pozdrawiam, iyss 

  

piątek, 3 maja 2013

Zakupowe, kosmetykowe szaleństwo :)



Hej! Pogoda niestety nie jest wymarzona jak na długi weekend, ale mam nadzieję, że poprawi się w przeciągu najbliższych kilku godzin :) Jak Wam mija czas? Mi całkiem dobrze. Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam produkty, które w ostatnim czasie dołączyły do mojej kosmetycznej kolekcji :)


Dla jednych to pewnie duże, nawet bardzo duże zakupy, dla innych pewnie takie zwyczajne. Ale cóż, skoro wzięłam się za prowadzenie bloga, to chcę jak najwięcej testować. Ale wiadomo - nie wszystko na raz. :)
Myślę, że nie ma co się rozpisywać na temat tych produktów, wszystko jest widoczne na zdjęciach :)

 Maseczki - 5 z serii RIVAL de Loop i jedna z Lirene


Olejki do kąpieli APART


Maseczki do rąk - jedna z Perfecty, druga z Marion

  

Żel pod prysznic i krem Dove


Oliwka Babydream (podobno dobra do olejowania włosów?) i pojemnik z dozownikiem zakupiony w Rossmannie :)


 Waniliowe masło do ust NIVEA i żel punktowy na wypryski z Synergen


 Lakiery do paznokci Rimmel


Antyperspirant Rexona Sexy, Avon Solutions balsam antycellulitowy, peeling do ciała Lirene, dwufazowy olejek do kąpieli Bielenda


Biovax dla włosów ciemnych: maska, szampon i dwufazowa odżywka + gratis do maski serum

Miałyście któryś z powyższych produktów? Co możecie na ich temat powiedzieć? 
Recenzje na pewno znajdą się w najbliższym czasie na moim blogu.

Pozdrawiam serdecznie, iyss :)

czwartek, 2 maja 2013

karmimypsiaki.pl

Jako wielka miłośniczka psów, chciałabym Was zachęcić do przyłączenia się do akcji na Karmimy Psiaki. Dla każdej z Was taka "pomoc" to dosłownie kilka minut, a dla psiaków każda pomoc się liczy. By pomóc nie trzeba wpłacać żadnych pieniędzy, wystarczy wejść na stronę, wybrać psa, którego chce się nakarmić i podać swojego maila, na który przyjdzie Wam link aktywujący - musicie kliknąć by potwierdzić udział w akcji i gotowe. 3 osoby chcące nakarmić danego psa to jeden posiłek dla niego. Jest to już II edycja tej akcji, w pierwszej również brałam udział. Myślę, że warto do niej dołączyć. Blogerki mogą także wygenerować tam banner, który następnie mogą wstawić na swój blog - wpisujecie swoją nazwę, dostajecie gotowy kod, wybieracie rozmiar banneru, wstawiacie kod na bloga i gotowe. Ja postanowiłam umieścić ten banner na moim blogu, na pewno zagości u mnie na dłużej - widzicie go po prawej stronie :) 

 
"Nasza akcja nie byłaby możliwa bez sponsorów karmy. By pomóc w zebraniu karmy dla psiaków wystarczy, że zgodzisz się na otrzymywanie informacji reklamowych od naszych partnerów. Każdy odebrany przez Ciebie mail to więcej karmy!"

Galeria psiaków czekających na pomoc: KLIK
Więcej informacji: KLIK
Generator bannerów: KLIK

Wszystkich zachęcam do przyłączenia się do akcji!
Pozdrawiam, iyss


środa, 1 maja 2013

Damskie żele pod prysznic Playboy - Play It Spicy oraz Play It Pin Up


Hej! Jak Wam minął pierwszy dzień tego upragnionego długiego, majowego weekendu? :)
Z racji, że pogoda nie zachęcała mnie do wyjścia na dwór, postanowiłam porobić trochę zdjęć na bloga, żeby było później o czym pisać. I tak na pierwszy ogień po tej "kosmetycznej sesji" podzielę się dzisiaj z Wami opinią na temat żeli pod prysznic Playboy. :)

Otóż aktualnie jestem posiadaczką dwóch wersji zapachowych - Spicy i Pin Up. Obydwa zapachy bardzo przypadły mi do gustu, bo uwielbiam je w formie perfum (zapach Spicy należy do jednych z moich ulubionych, a perfumy Pin Up zakupiłam w lutym z czystej ciekawości, bo jest to najnowszy z zapachów Playboy'a dla Niej i też się bardzo polubiliśmy :) ) Długo czekałam na te żele, na Pin Up natknęłam się w lutym w drogerii Laboo, jeszcze zanim do sklepów weszła cała seria i kupiłam go tam za ok. 7 zł (?) Nie pamiętam za dobrze, ale z pewnością cena była dużo mniejsza niż aktualna serii tych żeli - podejrzewam, że była to taka forma promocji wchodzących właśnie pefrum o tym samym zapachu. Natomiast jeśli chodzi o Spicy, jest to już moja druga butelka. Obydwa żele mają kremową konsystencję i taki słodkawy zapach, ale bardzo intrygujący, tym, którym podobają się perfumy z tych konkretnych linii zapachowych, żele te na pewno też przypadną do gustu :)

Cena regularna to ok. 11 złotych. Żele pozostawiają skórę miękką i gładką, ale nie mają jakichś większych właściwości pielęgnacyjnych, a przynajmniej ja takich nie zauważyłam. Zapachy są piękne, ale nie utrzymują się długo na skórze - praktycznie tuż po prysznicu/kąpieli są niewyczuwalne. Osobiście uwielbiam używać ich jako płynów do kąpieli, woda pachnie dość intensywnie, dobrze się pienią i kąpiel jest wówczas bardzo przyjemna. 

Jeśli chodzi o wydajność - jest "normalna", jak większości żeli pod prysznic. Pojemność żeli wynosi 250ml. Pin Up używam bardzo rzadko - staram się oszczędzać, bo z tego co widziałam nie jest jeszcze ogólnodostępny w sklepach, a przynajmniej do tej pory nie był. A Spicy przy codziennym stosowaniu wystarcza na około miesiąc, choć jak już wspominałam, wolę go używać jako płynu do kąpieli, bo do mycia skóry potrzebuję czegoś bardziej pielęgnacyjnego :)

Play It Spicy, lśniący, kremowy żel pod prysznic o iskrzącym zapachu, który podkreśli Twoje piękno i styl... Formuła testowana dermatologicznie. Zrównoważone pH - taki opis znajduje się na odwrocie butelki Play It Spicy :)

  

Jeśli chodzi o wersję Pin Up - Dla Niej: PLAYBOY Play it Pin Up - ultra kobiecy, kremowy i nawilżający żel pod prysznic o kuszącym zapachu, dzięki któremu odkryjesz w sobie śmiałą uwodzicielkę. Formuła testowana dermatologicznie. Zrównoważone pH. 



Jeśli ktoś ma mało wymagającą skórę i uwielbia piękne, kobiece zapachy to zdecydowanie polecam te żele! :) Jednak jeśli żel pod prysznic stanowi dla Was jeden z ważniejszych elementów pielęgnacji, a walory zapachowe nie są tak ważne - te 11 złotych może okazać się dla Was nieco zmarnowane, bo żel ten co prawda nie wpływa negatywnie na naszą skórę, ale jego działanie pielęgnacyjne jest bardzo delikatne. Ja jestem wielką miłośniczką tych dwóch zapachów Playboy'a, korzystam z tych samych zapachów w wersji perfum, dlatego na pewno chętnie wrócę jeszcze do tych żeli. :) 
Poza tymi przedstawionymi przeze mnie, w linii żelów Plaboy'a dla Niej znajdziemy również zapachy: Play it Lovely, Play it Sexy, Play it Rock oraz Play it VIP. 

Korzystałyście kiedyś z jakiegoś żelu z tej serii? Jakie są Wasze opinie? Macie swoje ulubione zapachy? A może chcecie wypróbować? Na jaki się zdecydujecie?

Pozdrawiam serdecznie, iyss :)