czwartek, 20 czerwca 2013

Domowa maseczka odżywczo-wygładzająca (ocet, gliceryna, ubita masa jajeczna, olej rycynowy) - opinia, efekty

Hej Kochani! Dziękuję za wszystkie komentarze, trochę się ich nazbierało - zaraz zabieram się do moderowania i przeglądania Waszych blogów! :) 

Dzisiaj post bardzo "włosowy", a mianowicie podzielę się z Wami opinią na temat maseczki odżywczo-wygładzającej do której linka przesłał mi mój chłopak haha :D Postanowiłam zaryzykować i wypróbować. :) Szczerze powiedziawszy jestem mile zaskoczona i na pewno będę do niej wracać. :)

Maseczka odżywczo wygładzająca
Maseczka nadaje jedwabistość i blask włosom. Zmieszać łyżeczkę octu i łyżeczkę gliceryny. Mieszaj aż uzyskasz gładką masę. Dodaj ubitą masę jajeczną, dodaj 2 łyżki oleju rycynowego. Dokładnie wymieszaj, zastosuj na całej długości włosów. Umieść plastikową osłonę, i owiń ręcznikiem. Pozostaw na 2 godziny. Po użyciu umyj włosy szamponem i dokładnie wypłucz. Stosuj 2 razy w tygodniu. -
taki "przepis" znalazłam na TEJ STRONIE. Jeśli wejdziecie, to zobaczycie też zdjęcie, które chyba miało oddawać efekty po użyciu tej maski, jednak patrzyłam na nie z przymrużeniem oka, bo bardziej przypomina efekt po keratynowym prostowaniu niż po domowej maseczce. :) Nie mniej jednak postanowiłam zaryzykować i wypróbować, zrobiłam także zdjęcia "przed" i "po". Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, zapraszam do czytania :)

Najpierw składniki - czyli ocet, gliceryna, jajko (ubita masa jajeczna) i olej rycynowy.


 


Przechodzimy do sporządzania "mikstury" :D
I wedle przepisu zmieszałam jedną łyżeczkę octu z jedną łyżeczką gliceryny, ubiłam masę jajeczną z jednego jajka i dopełniłam wszystko dwoma łyżeczkami oleju rycynowego. :)


 Ostatecznie maseczka wyglądała tak:

 
Powstała maska ma konsystencję takiej... ciekłej pianki, ale nie było większego problemu z nałożeniem jej na włosy - maska nie spływała i nie wypływała z założonego na głowę foliowego czepka :)


Jeśli chodzi o zapach, wąchając gotową maseczkę nie czułam w zasadzie żadnego wyraźnego zapachu, jednak podczas nakładania czułam ocet - kiedy założyłam na głowę foliowy czepek przestał być wyczuwalny. :)

Ilość maseczki była idealna dla moich włosów - zużyłam całą, dlatego osobom o włosach dłuższych niż moje zalecam przygotowanie podwójnej porcji maski. Choć jeśli macie włosy cieńsze niż moje, może wystarczy i taka "pojedyncza" porcja. 
Mieszankę nakładałam na całej długości włosów i trzymałam przepisowe dwie godziny na głowie :)

 A teraz coś, co pewnie najbardziej Was interesuje - efekty "przed i po" :)

ZDJĘCIA Z LAMPĄ:


ZDJĘCIA BEZ LAMPY:


Na zdjęciach "przed" moje włosy były lekko przyklapnięte, bo miały już "kilka dni za sobą" i czekały na mycie :P Ale falowanie się (o ile w ogóle można to nazwać falami) leży w ich naturze. Po zmyciu maski moje włosy schły samoistnie, od czasu do czasu przeczesałam je szczotką. Jestem naprawdę zadowolona z efektów - włosy są wygładzone, dość sypkie i ładnie się błyszczą. Wyglądają zdecydowanie lepiej niż przed zabiegiem. Nie puszą się, nie falują. :) Czyli udało mi się domowym sposobem pokonać największe wady moich włosów! :) Według przepisu powinnam maseczkę nakładać na włosy dwa razy w tygodniu, wątpię że wpiszę ją na stałe do moich włosowych zabiegów (lubię sprawdzać coś nowego i nie chciałabym zbytnio przyzwyczaić włosów), ale z pewnością będę wracać do tej maseczki :)

A Wy próbowałyście kiedyś tego specyfiku? Macie może jakieś sprawdzone sposoby na wygładzenie włosów? :)

Pozdrawiam serdecznie, iyss

niedziela, 16 czerwca 2013

Projekt: Zainspiruj się naturą, tydzień 3 - owoce

Jakiś czas nie było mnie na blogu, ale już wracam i obiecuję regularnie dodawać posty! :) Dziękuję wszystkim za obserwacje, jak i za komentarze - jak tylko dodam tą notkę to biorę się za przeglądanie Waszych blogów :)

Dziś zaległa "praca" z projektu "Zainspiruj się naturą", tym razem czas na owoce. Szczerze powiedziawszy... Z moim brakiem doświadczenia (i umiejętności!) ciężko było stworzyć coś ładnego, zachwycającego, dlatego zdecydowałam się na dość prosty motyw kiwi na paznokciach. Wyszło jak wyszło, najważniejsze że się starałam :)



Na koniec pochwalę Wam się jeszcze moją nagrodą, którą wygrałam w jednym z konkursów L'Biotica - Biovax :) Nagrodzone dziewczyny zostały dość hojnie obdarowane, jestem strasznie zadowolona z produktów, które otrzymałam - nie mogę doczekać się rozpoczęcia testowania, tym bardziej że baaaaaardzo lubię ich produkty :)


niedziela, 26 maja 2013

Projekt: Zainspiruj się naturą, tydzień 1 - kwiaty

Hej Kochani! Przepraszam Was za moją dłuższą nieobecność na blogu, ale matury pochłonęły mnie całkowicie, do tego doszło trochę innej pracy i tym sposobem mój wolny czas, a razem z nim czas na prowadzenie bloga strasznie zmalał. Na szczęście już mam wakacje i będę starała się regularnie dodawać notki :) I oczywiście zaraz po dodaniu tego posta biorę się za moderację oczekujących komentarzy oraz za odwiedzanie Waszych blogów.

Dzisiejsza notka będzie "krótka, zwięzła i na temat" jak to mówią, bowiem dołączyłam do projektu "zainspiruj się naturą" - KLIK (można jeszcze dołączać do zabawy!). Dla mnie to czysta zabawa, bo nie mam zbytnich zdolności ani do malowania paznokci, ani do makijażów, ani do robienia fryzur, ale co mi szkodziło dołączyć? :) Jak się bawić, to się bawić! :)

Pierwszy tydzień zabawy polegał na zaczerpnięciu inspiracji z kwiatów. Ja postawiłam na paznokcie w stylu "vintage roses nails" - znajdziecie mnóstwo wskazówek jak je wykonać w sieci, jeśli ktoś miałby ochotę. Nie wyszły mi może idealnie, ale jak już mówiłam, nie mam zbytnich zdolności, a może nawet to nie kwestia zdolności, a braku wprawy - ilość moich prób namalowania sobie jakichkolwiek wzorków na paznokciach przez całe życie mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki, dlatego liczę na wyrozumiałość z Waszej strony :P
Paznokcie pomalowane dosłownie przed chwilą, zdjęcia robione zanim lakiery zdążyły porządnie wyschnąć, ale spieszyłam się, żeby dotrzymać terminu :) Moje różyczki (wciąż trochę w wersji "roboczej") prezentują się następująco:




Do pomalowania paznokci użyłam tych lakierów:


No i cóż, zapoznałam Was z moją WIELKĄ AMATORSZCZYZNĄ (moje doświadczenie w kwestii zdobienia paznokci wynosi ZERO!) w związku z inspiracją kwiatami w ramach projektu "zainspiruj się naturą", proszę o wyrozumiałość, w następnej (zwierzęcej) inspiracji postaram się pokazać coś lepszego. A teraz lecę przeglądać komentarze i Wasze blogi, trzymajcie się! 

Pozdrawiam, iyss

sobota, 11 maja 2013

Beyonce Heat - opinia

No i po krzyku, wszystkie pisemne matury mam już za sobą. :) Jestem nawet zadowolona, ale z niecierpliwością będę czekać na wyniki. Przepraszam, że ostatnio w ogóle mnie tu nie było, ale matury pochłonęły mnie w stu procentach. Jednak zaraz po napisaniu notki biorę się za nadrabianie zaległości, muszę przejrzeć komentarze i oczywiście odwiedzić Wasze blogi. Dzisiaj opowiem Wam trochę o zapachu Beyonce Heat :)
 

"Beyoncé Heat to unikalny wyraz zmysłowości kobiety. Uzależnia, oczarowuje i wywołuje dreszcze. Jest jednocześnie elegancki i kobiecy z nutą tajemniczości. To zapach dla wszystkich pewnych siebie kobiet, które nie boją się pożądać i być pożądanymi."

"Heat pachnie urzekająco i nowocześnie. Jest mieszanką kwiatów, owoców i akordów drzewnych. Zawiera rzadkie, zmysłowe nuty, dzięki czemu trudno mu się oprzeć i na długo zapada w pamięci.

Nuta głowy : bukiet z magnolii i kwiatu gorzkiej pomarańczy w połączeniu z kilkoma kroplami delikatnej, soczystej brzoskwini.

Nuta serca: zmysłowa mieszanka, na którą składają się migdałowe ciasteczka tzw. makaroniki, słodki nektar z wiciokrzewu oraz piżmo.

Nuta bazowa: jest ciepła i bardzo seksowna dzięki akordom drzewa sekwoja, bobu tonka oraz ambry."


Zapach ten dostałam w prezencie urodzinowym od chłopaka, używałam go grubo ponad pół roku, więc myślę, że mogę coś powiedzieć na jego temat. Kiedyś oglądając perfumy w Rossmannie, wpadł mi w oko właśnie ten zapach, psiknęłam się testerem i zakochałam się w tym zapachu. Moje pierwsze skojarzenie kiedy go powąchałam? Zmysłowa wata cukrowa. Wiem, dziwne skojarzenie, ale tak właśnie było. :) Jest to zapach dość słodki, jednocześnie bardzo intrygujący. Bardzo mi się spodobał, bo lubię takie zapachy. Jednak cena, ok. 90 zł za 30ml trochę mnie odstraszała - niestety jeszcze nie posiadam własnych dochodów, a ciężko ni z tego ni z owego namówić rodziców na wodę perfumowaną za prawie 100 złotych. Miałam to szczęście, że zapach przypadł do gustu także mojemu chłopakowi i postanowił dać mi go w prezencie, bardzo się ucieszyłam. Heat dostałam pod koniec sierpnia ubiegłego roku i niestety, ale zostało mi go już na około 1-2 użycia. Szkoda, bo bardzo polubiłam ten zapach, na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę. Psikając się rano, jest wyczuwalny na skórze prawie przez cały dzień, jednak z czasem jego intensywność znacznie słabnie. Jeśli chodzi o wydajność... Używam go od ośmiu miesięcy, jednak prawdę powiedziawszy starałam się oszczędzać i nie był to mój typowy zapach na co dzień, ale biorąc pod uwagę fakt, że jak już się psikałam to "dużo i porządnie", to i wydajność wydaje się być całkiem okay. Jednak moim zdaniem jest to zapach dla kobiet, które bardzo lubią słodkie zapachy, dla reszty może być nieco przesłodzony czy nawet mdły. Heat będzie na pewno jednym z moich zimowych zapachowych ulubieńców, na lato poszukam czegoś "lżejszego" :)

Miałyście kiedyś do czynienia z tym zapachem? Przypadł Wam do gustu, a może niekoniecznie? Mogłybyście polecić mi jakieś lżejsze zapachy, takie typowe "na lato"?

Pozdrawiam, iyss 

 

poniedziałek, 6 maja 2013

Bielenda, AZJA SPA Dwufazowy olejek do kąpieli i pod prysznic IMBIR & KARDAMON - recenzja

Jak to ujęła Kathy, trochę się ostatnio rozleniwiłam :P - fakt, ostatnio mało mnie na blogu, a wszystko przez maraton matur, który rozpoczynam jutro, dlatego przez najbliższe dni nowe notki mogą pojawiać się w nieco większych odstępach. Życzcie mi powodzenia na maturach, żeby nie zapeszyć nie będę dziękować albo podziękuję już po wszystkim :)

Na dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję produktu, który baaaaaaardzo polubiłam. Mowa tutaj o dwufazowym olejku Azja SPA z Bielendy. Dowodem mojej sympatii jest z pewnością fakt, iż jest to już moja trzecia butelka ;)

 
 
"Dwufazowy olejek do kąpieli i pod prysznic wykorzystuje niezwykłe właściwości roślin rytualnych Azji – zapewnia wyjątkową kąpiel w delikatnej śmietankowej pianie. O piękno Twojej skóry zadbają IMBIR i KARDAMON – znane z właściwości delikatnie rozgrzewających, przyspieszających przemianę materii, wspomagających spalanie tkanki tłuszczowej, oczyszczającej z toksyn.
Zawiera BIO OLEJEK MAKADAMIA – NATURALNE ŹRÓDŁO JĘDRNEJ SKÓRY." 

Olejek ten ma obłędny zapach i to w zasadzie on zadecydował, że wybrałam ten, a nie inny produkt z tej samej serii :) Jeśli chodzi o działanie ujędrniające i nawilżające - myślę, że każda z nas zdaje sobie sprawę, że żaden kosmetyk nie jest w stanie sam z siebie na dłuższą metę ujędrnić nam skóry, ale po kąpieli w tym olejku ma się wrażenie jakby skóra faktycznie była bardziej jędrna. Efekt nawilżenia z pewnością jest zauważalny i wyczuwalny. :) Zapach jest dość... nie wiem jak go określić, słodki to z pewnością złe słowo, ale mogę śmiało napisać, że jest to bardzo przyjemny zapach - nie męczy, jest delikatny, taki trochę mleczny... I bardzo relaksujący. Wyczuwalny w kąpieli, ale po niej nie utrzymuje się zbyt długo. 

Zastanawiacie się pewnie dlaczego zapach określiłam jako mleczny, otóż już wyjaśniam :) 
Produkt ten składa się tak jakby na dwie warstwy, co z resztą widać na załączonym zdjęciu - białej i takiej miodowej. Za mleczny zapach odpowiada na pewno ta górna, biała partia, nie wiem jak to określić, ale jest to coś w rodzaju gładkiej piany. 

Sposób użycia: "Wstrząsnąć do uzyskania jednolitej konsystencji, wlać pod strumień bieżącej wody, lub bezpośrednio na gąbkę podczas kąpieli pod prysznicem."

Po wstrząśnięciu uzyskujemy jednolitą konsystencję, wygląda to mniej więcej tak:


Po kilku godzinach od zmieszania, olejek wraca do swojego pierwotnego stanu, czyli znów wyraźne są dwie "warstwy" :)

Ja olejek najczęściej dodaję po prostu do kąpieli, w wyniku czego otrzymuję pachnącą kąpiel z pianą :)


 Jeśli chodzi o cenę, to jest to ok. 14 złotych, choć ostatnią butelkę udało mi się kupić w Biedronce jakoś dwa miesiące temu za ok. 10 złotych (?).

Co do wydajności... Jest taka średnia. Kiedy olejek dodajemy do kąpieli dość często, to produkt niestety ubywa nam bardzo szybko, ponieważ jego konsystencja jest dość ciekła, powiedziałabym nawet, że tradycyjne płyny do kąpieli są bardziej gęste niż ten olejek. Jednak stosowany na gąbkę zużywa się jak przeciętny żel pod prysznic, wtedy na wydajność nie możemy narzekać :)


Skład: Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cocamidopropyl Betaine, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Propylene Glycol, Glycerin, Zingiber Officinalis (Ginger) Root Extract, Elettaria Cardamomum (Cardamom) Extract, Citric Acid, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, CI 14700 (FD&C Red No. 4), CI 19140 (Acid Yellow 23)

Na pewno nie będzie to moja ostatnia butelka tego produktu :) Używałyście kiedyś może tego olejku? A może miałyście okazję testować inny olejek z tej serii? Jeśli nie, może macie swoich kąpielowych ulubieńców godnych polecenia - płyny do kąpieli, olejki? 

Pozdrawiam, iyss

sobota, 4 maja 2013

Maseczka, odżwyka, serum z serii Joanna Argan Oil - recenzja

Wczoraj skończyło mi się kilka produktów do pielęgnacji włosów, więc pomyślałam, że podzielę się z Wami moją opinią na ich temat. Mowa o kosmetykach Joanny z serii Argan Oil, używałam maseczki, szamponu i serum na końcówki włosów. W serii tej znajdziemy także kilka innych produktów, ale ja postanowiłam zdecydować się akurat na te. Serum wpadło mi kiedyś w oczy podczas zakupów, a że bardzo przypadło mi to gustu i wspomniałam o tym chłopakowi, to po niedługim czasie dostałam od niego maskę i odżywkę. :)


Są to kosmetyki stosunkowo tanie, cena każdego z powyższych nie przekracza 10 zł. :)
O ile maseczka i odżywka mnie jakoś specjalnie nie zachwyciły (nie mówię, że są złe, działały całkiem fajnie, ale miałam wrażenie, że odżywienie włosów było "od mycia do mycia", a nie faktycznie, na dłuższą metę), to serum sprawowało się świetnie, czego dowodem jest w sumie fakt, że jestem w trakcie używania kolejnego opakowania. :) Cała seria przeznaczona jest do pielęgnacji suchych i zniszczonych włosów.

Kilka słów o maseczce...
Cena: ok. 8 zł
Maseczka doskonale regeneruje przesuszone włosy i zniszczone końcówki oraz likwiduje problem puszenia się włosów, nadaje im zdrowy wygląd i pożądaną przez wszystkie kobiety miękkość oraz cudowny blask.
Jak dla mnie, jej konsystencja sprawiała, że była mało wydajna - trzeba było dużo maski, by nałożyć ją na całe włosy. Plusem na pewno jest zapach. Troszkę obciążała mi włosy, a jeśli chodzi o pielęgnację, mam wrażenie, że włosy były zdrowsze 1-2 dni po umyciu, a później efekt znikał. Raczej już do niej nie wrócę.

Odżywka
Cena: ok. 8 zł
Odżywka z linii Argan Oil przeznaczona jest do włosów potrzebujących szczególnej pielęgnacji. Jej skład został wzbogacony olejek arganowy uzyskiwany z upraw ekologicznych i  posiadający certyfikat Ecocert. Olejek ten - zwany także płynnym złotem Maroka - sprawia, że odżywka regeneruje zniszczone i przesuszone włosy, a także rozdwajające się końcówki. Przywraca włosom witalność i przepiękny blask.
Konsystencja nieco bardziej sprzyjająca nakładaniu niż w przypadku maski, zapach równie ładny. Ale i działanie równie przeciętne. Wygładza włosy, ale tylko na jakiś czas, nie jest to trwałe. Wydajność średnia, ale mimo to większa niż maski. 

 
  Serum
Cena: ok. 6-7zł
Serum regeneruje nawet najbardziej zniszczone i przesuszone końcówki, redukuje łamliwość i wygładza włókna włosów przywracając im zdrowy połysk i miękkość.
I to jest produkt, który zdecydowanie mogę polecić. Przynajmniej u mnie się sprawdził ;) Nakładam najczęściej na mokre końcówki. W efekcie faktycznie są wygładzone i w lepszej kondycji. Jest bardzo wydajne, wystarcza mi na około 2 miesiące.

Tyle chyba miałam Wam do powiedzenia, starałam się pisać "krótko, zwięźle i na temat" :)
Pozdrawiam, iyss 

  

piątek, 3 maja 2013

Zakupowe, kosmetykowe szaleństwo :)



Hej! Pogoda niestety nie jest wymarzona jak na długi weekend, ale mam nadzieję, że poprawi się w przeciągu najbliższych kilku godzin :) Jak Wam mija czas? Mi całkiem dobrze. Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam produkty, które w ostatnim czasie dołączyły do mojej kosmetycznej kolekcji :)


Dla jednych to pewnie duże, nawet bardzo duże zakupy, dla innych pewnie takie zwyczajne. Ale cóż, skoro wzięłam się za prowadzenie bloga, to chcę jak najwięcej testować. Ale wiadomo - nie wszystko na raz. :)
Myślę, że nie ma co się rozpisywać na temat tych produktów, wszystko jest widoczne na zdjęciach :)

 Maseczki - 5 z serii RIVAL de Loop i jedna z Lirene


Olejki do kąpieli APART


Maseczki do rąk - jedna z Perfecty, druga z Marion

  

Żel pod prysznic i krem Dove


Oliwka Babydream (podobno dobra do olejowania włosów?) i pojemnik z dozownikiem zakupiony w Rossmannie :)


 Waniliowe masło do ust NIVEA i żel punktowy na wypryski z Synergen


 Lakiery do paznokci Rimmel


Antyperspirant Rexona Sexy, Avon Solutions balsam antycellulitowy, peeling do ciała Lirene, dwufazowy olejek do kąpieli Bielenda


Biovax dla włosów ciemnych: maska, szampon i dwufazowa odżywka + gratis do maski serum

Miałyście któryś z powyższych produktów? Co możecie na ich temat powiedzieć? 
Recenzje na pewno znajdą się w najbliższym czasie na moim blogu.

Pozdrawiam serdecznie, iyss :)

czwartek, 2 maja 2013

karmimypsiaki.pl

Jako wielka miłośniczka psów, chciałabym Was zachęcić do przyłączenia się do akcji na Karmimy Psiaki. Dla każdej z Was taka "pomoc" to dosłownie kilka minut, a dla psiaków każda pomoc się liczy. By pomóc nie trzeba wpłacać żadnych pieniędzy, wystarczy wejść na stronę, wybrać psa, którego chce się nakarmić i podać swojego maila, na który przyjdzie Wam link aktywujący - musicie kliknąć by potwierdzić udział w akcji i gotowe. 3 osoby chcące nakarmić danego psa to jeden posiłek dla niego. Jest to już II edycja tej akcji, w pierwszej również brałam udział. Myślę, że warto do niej dołączyć. Blogerki mogą także wygenerować tam banner, który następnie mogą wstawić na swój blog - wpisujecie swoją nazwę, dostajecie gotowy kod, wybieracie rozmiar banneru, wstawiacie kod na bloga i gotowe. Ja postanowiłam umieścić ten banner na moim blogu, na pewno zagości u mnie na dłużej - widzicie go po prawej stronie :) 

 
"Nasza akcja nie byłaby możliwa bez sponsorów karmy. By pomóc w zebraniu karmy dla psiaków wystarczy, że zgodzisz się na otrzymywanie informacji reklamowych od naszych partnerów. Każdy odebrany przez Ciebie mail to więcej karmy!"

Galeria psiaków czekających na pomoc: KLIK
Więcej informacji: KLIK
Generator bannerów: KLIK

Wszystkich zachęcam do przyłączenia się do akcji!
Pozdrawiam, iyss


środa, 1 maja 2013

Damskie żele pod prysznic Playboy - Play It Spicy oraz Play It Pin Up


Hej! Jak Wam minął pierwszy dzień tego upragnionego długiego, majowego weekendu? :)
Z racji, że pogoda nie zachęcała mnie do wyjścia na dwór, postanowiłam porobić trochę zdjęć na bloga, żeby było później o czym pisać. I tak na pierwszy ogień po tej "kosmetycznej sesji" podzielę się dzisiaj z Wami opinią na temat żeli pod prysznic Playboy. :)

Otóż aktualnie jestem posiadaczką dwóch wersji zapachowych - Spicy i Pin Up. Obydwa zapachy bardzo przypadły mi do gustu, bo uwielbiam je w formie perfum (zapach Spicy należy do jednych z moich ulubionych, a perfumy Pin Up zakupiłam w lutym z czystej ciekawości, bo jest to najnowszy z zapachów Playboy'a dla Niej i też się bardzo polubiliśmy :) ) Długo czekałam na te żele, na Pin Up natknęłam się w lutym w drogerii Laboo, jeszcze zanim do sklepów weszła cała seria i kupiłam go tam za ok. 7 zł (?) Nie pamiętam za dobrze, ale z pewnością cena była dużo mniejsza niż aktualna serii tych żeli - podejrzewam, że była to taka forma promocji wchodzących właśnie pefrum o tym samym zapachu. Natomiast jeśli chodzi o Spicy, jest to już moja druga butelka. Obydwa żele mają kremową konsystencję i taki słodkawy zapach, ale bardzo intrygujący, tym, którym podobają się perfumy z tych konkretnych linii zapachowych, żele te na pewno też przypadną do gustu :)

Cena regularna to ok. 11 złotych. Żele pozostawiają skórę miękką i gładką, ale nie mają jakichś większych właściwości pielęgnacyjnych, a przynajmniej ja takich nie zauważyłam. Zapachy są piękne, ale nie utrzymują się długo na skórze - praktycznie tuż po prysznicu/kąpieli są niewyczuwalne. Osobiście uwielbiam używać ich jako płynów do kąpieli, woda pachnie dość intensywnie, dobrze się pienią i kąpiel jest wówczas bardzo przyjemna. 

Jeśli chodzi o wydajność - jest "normalna", jak większości żeli pod prysznic. Pojemność żeli wynosi 250ml. Pin Up używam bardzo rzadko - staram się oszczędzać, bo z tego co widziałam nie jest jeszcze ogólnodostępny w sklepach, a przynajmniej do tej pory nie był. A Spicy przy codziennym stosowaniu wystarcza na około miesiąc, choć jak już wspominałam, wolę go używać jako płynu do kąpieli, bo do mycia skóry potrzebuję czegoś bardziej pielęgnacyjnego :)

Play It Spicy, lśniący, kremowy żel pod prysznic o iskrzącym zapachu, który podkreśli Twoje piękno i styl... Formuła testowana dermatologicznie. Zrównoważone pH - taki opis znajduje się na odwrocie butelki Play It Spicy :)

  

Jeśli chodzi o wersję Pin Up - Dla Niej: PLAYBOY Play it Pin Up - ultra kobiecy, kremowy i nawilżający żel pod prysznic o kuszącym zapachu, dzięki któremu odkryjesz w sobie śmiałą uwodzicielkę. Formuła testowana dermatologicznie. Zrównoważone pH. 



Jeśli ktoś ma mało wymagającą skórę i uwielbia piękne, kobiece zapachy to zdecydowanie polecam te żele! :) Jednak jeśli żel pod prysznic stanowi dla Was jeden z ważniejszych elementów pielęgnacji, a walory zapachowe nie są tak ważne - te 11 złotych może okazać się dla Was nieco zmarnowane, bo żel ten co prawda nie wpływa negatywnie na naszą skórę, ale jego działanie pielęgnacyjne jest bardzo delikatne. Ja jestem wielką miłośniczką tych dwóch zapachów Playboy'a, korzystam z tych samych zapachów w wersji perfum, dlatego na pewno chętnie wrócę jeszcze do tych żeli. :) 
Poza tymi przedstawionymi przeze mnie, w linii żelów Plaboy'a dla Niej znajdziemy również zapachy: Play it Lovely, Play it Sexy, Play it Rock oraz Play it VIP. 

Korzystałyście kiedyś z jakiegoś żelu z tej serii? Jakie są Wasze opinie? Macie swoje ulubione zapachy? A może chcecie wypróbować? Na jaki się zdecydujecie?

Pozdrawiam serdecznie, iyss :)


wtorek, 30 kwietnia 2013

Dax Cosmetics, Perfecta Beauty Mask, Koktajlowa maseczka S.O.S. na twarz i pod oczy rozświetlająca - moja opinia

Dzisiaj podzielę się z Wami moją opinią na temat dość popularnej maseczki z Perfecty - Koktajlowa maseczka S.O.S. na twarz i pod oczy rozświetlająca. Postanowiłam użyć jej przed piątkową imprezą. Dotychczas nie miałam zbyt wiele do czynienia z maskami Perfecty. Na początku muszę jednak zaznaczyć, że dokonałam pewnej modyfikacji i nie do końca zastosowałam się do zaleceń producenta...

Otóż, sposób użycia wyraźnie mówi: "Nałożyć na oczyszczoną skórę twarzy i wokół oczu. Nie zmywać. Po około 10-15 minutach można wykonać makijaż. Maseczkę stosować tak często, jak potrzeba."

Nie wiedziałam o tym zanim zakupiłam maseczkę, dopiero w domu, czytając sobie opis ujrzałam tę oto informację i lekko się zdziwiłam. Nałożyłam maseczkę, jednak przez uczucie lekkiego pieczenia byłam zmuszoną ją zmyć po 15 minutach, a z resztą nie wyobrażam sobie nakładać kosmetyków na maseczkę. Bardzo bałam się podrażnień, na szczęście po zmyciu maseczki buzia była gładka, rzeczywiście lekko rozświetlona i ładnie się prezentowała. Choć podejrzewam, że maska ta nie ma zbyt szerokiego działania pielęgnacyjnego i wraz ze zmyciem kończy się jej jakiekolwiek działanie.

 Skład:   Aqua, Hydrogenated Poly-1-Decene, Glycerin, Carbomer, Imperata Cylindrica Root Extract, PEG-8, Hauluronic Acid, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Silica, Acetyl Heptapeptide-9, Lolloidal Gold, Mica, CI 77891, Tin Oxide, Glyceryl Stearate, Stearyl Alcohol, Ceteareth-25, Ceteareth-20, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Acrylates/C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Hydroxide, Ethylparaben, Methylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Disodium EDTA, BHA, Parfum - nie przepadam za parabenami w składach, więc nie byłam zbyt zadowolona. Jednak po "głębszej" analizie składu okazuje się, że to niekoniecznie one mnie podrażniały:






Zapach jest całkiem przyjemny. A konsystencja kremowa, aczkolwiek niezbyt tłusta :)



Jeśli chodzi o cenę, to nie pamiętam zbyt dobrze, ale zapłaciłam za nią chyba 1,69zł, w każdym bądź razie dostaniecie ją za mniej niż 2zł. Czy jeszcze kiedyś ją zakupię? Być może, ale wtedy raczej spróbuję nałożyć ją na makijaż, choć wiele osób skarżyło się, że nałożony na nią makijaż wygląda jak z dużym dodatkiem brokatu (czyżby to był ten efekt rozświetlenia?), a podkład strasznie się roluje. Poza tym, nie wydaje mi się to zbyt higienicznym sposobem - takie tworzenie maski na twarzy przy pomocy maski, a właściwiej maseczki... ;) Jednak te 2 zł, a nawet mniej to nie jest zbyt wielka cena, dlatego w sumie każda z Was może spróbować, w końcu co buzia, to inne działanie i wymagania, a nuż, przypadnie Wam do gustu? :)

Testowaliście kiedyś tą maskę? Jeśli nie, to chciałybyście spróbować? Nałożyłybyście na nią make up?
A może testowałyście inne maski Perfecty? Co o nich myślicie?
Jeśli macie jakieś maski godne polecenia (niekoniecznie z Perfecty) to dajcie mi znać w komentarzu :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Hit Internetu - wcierka (maska?) musztardowa przyspieszająca porost włosów - efekty

Hej! Dzisiaj napiszę parę słów na temat wcierki (niektórzy mówią o niej "maska") musztardowej, która rzekomo przyspiesza porost włosów o 10 cm w ciągu miesiąca. Jedni mówili, że to bzdura, drudzy chcieli spróbować, ale brakowało im wiarygodnych źródeł potwierdzających skuteczność tej wcierki. Postanowiłam zaryzykować i spróbowałam, bo sama byłam ciekawa efektów, a nie chciałam czekać na pierwszych śmiałków. Więc tak, może zacznijmy od składu. Moja "musztardowa wcierka" składała się z (poza tym przepisem widziałam również taki z musztardą w proszku - niestety nie mogłam jej znaleźć w sklepach w moim mieście, dlatego zdecydowałam się na wersję z gorczycą):
  • 2 łyżki gorczycy w proszku (moja gorczyca w proszek zamieniła się z pomocą młynka)
  • 2 łyżki ciepłej wody, aby rozpuścić gorczycę
  • 1 żółtko
  • 2 łyżeczki oliwy z oliwek
  • 2 łyżeczki cukru
Tak wyglądało tworzenie wcierki w moim przypadku :)


Konsystencja powstałego wówczas mazidła była jak widać dość ciekła, ale na szczęście nie na tyle by spływać z głowy :) Taką mieszankę należało wcierać przez miesiąc - raz w tygodniu, w skórę głowy pozostawiając ją na godzinę.
Jeśli chodzi o zapach... Wcierka pachniała oczywiście za sprawą gorczycy jak musztarda :)

Wiele blogerek ostrzegało przed tym zabiegiem, w końcu praktycznie niemożliwym jest aby włosy urosły w ciągu miesiąca 10 cm, a poza tym gorczyca może nam znacznie przesuszyć i podrażnić skórę głowy (a w sumie na tym polega "skuteczność" tej wcierki - podrażniając skórę głowy by pobudzić włosy do wzrostu). Podczas stosowania tej wcierki podrażnień i przesuszenia skóry głowy co prawda nie odczułam, ale myślę, że to za sprawą wcierania w nią raz na jakiś czas olejku, poza tym moja skóra nigdy nie była jakoś specjalnie wrażliwa. Jednak jeśli ktoś wie, że jego skóra jest niezbyt odporna na podrażnienia - zdecydowanie odradzam tą maskę. Uważajcie także podczas spłukiwania jej z głowy - zmywała się bez większego problemu, ale raz się zapomniałam i woda wraz z wcierką popłynęły mi do oczu - piekło okropnie.

Czy w ogóle warto?  
Cóż jeśli chodzi o przygotowanie, nie jest ono jakoś specjalnie ciężkie, ale wcieranie jej w skórę głowy sprawia już odrobinę trudności, no i ten zapach... A jeśli chodzi o efekty - oceńcie sami. Niestety nie miałam jak zmierzyć włosów, ale zrobiłam sobie zdjęcia "przed" i "po". Przepraszam za jakość, ale wieczorem światło w łazience totalnie mi nie sprzyja, samowyzwalacz z resztą też nie. W rzeczywistości nie mam też zniszczonych włosów, a przynajmniej nie aż tak jak pokazują to te zdjęcia - kwestia oświetlenia ;)

                                                       PRZED                    PO MIESIĄCU
                                             
Zdjęcie "po" jest w nieco dalszej odległości, więc w rzeczywistości różnica w przyroście jest nieco większa. :)

Moim zdaniem szkoda czasu na tą wcierkę - efekty... nie wiem jak na zdjęciach, ale "w realu" zauważalne. Jednak nie jest to nic specjalnego. Nie warto ryzykować - jak już wspominałam wcierka może podrażnić nam skórę, a nawet znacznie ją przesuszyć. U mnie się tak na szczęście nie stało, ale efekt nie powala, więc w sumie zmarnowałam czas, nigdy więcej nie spróbuję - a testowałam wyłącznie po to, by odpowiedzieć na pytanie Internautkom wypytującym na przeróżnych forach o efekty tego specyfiku.

Ktoś ma jakieś pytania?
A może ktoś z czytelniczek próbował i ma odmienne zdanie niż moje?
Jeśli znacie inne, skuteczne metody na szybszy porost włosów to dajcie mi znać w komentarzu, chętnie wypróbuję :)

Pozdrawiam serdecznie, Iyss 




niedziela, 21 kwietnia 2013

Płyn micelarny z Biedronki (bebauty) - recenzja

Hej! Jak tam u Was z pogodą? U mnie zapowiada się świetny dzień! Idealny na rolki, hurra!
Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami moją opinią na temat dość sławnego już płynu micelarnego do demakijażu i tonizacji twarzy i oczu bebeauty, który możemy znaleźć w Biedronce. Zużyłam już chyba 3 opakowania tego produktu, także myślę, że mogę coś o nim powiedzieć. 
Na butelce jest napisane, że jest to płyn dla skóry wrażliwej i że jest to produkty hypoalergiczny. Moja skóra z pewnością wrażliwa nie jest, ale czasem podczas korzystania z tego płynu piekły mnie oczy, nie wiem od czego to zależało, ale jednak. Dlatego myślę, że osoby, które faktycznie muszą używać produktów hypoalergicznych, będą nieco zawiedzione pod tym względem, ale za tą cenę (4,49zł) każdy może spróbować. 


 "delikatnie oczyszcza wrażliwą skórę twarzy oraz oczu z makijażu, także wodoodpornego oraz zanieczyszczeń. Pełni funkcję toniku, działa łagodząco i odświeżająco. Przywraca komfort czystej skóry bez pozostawienia uczucia ściągnięcia." - to obiecuje nam producent. Oczyszczać oczyszcza, ale czasem mam wrażenie, że mnie podrażnia w okolicach oczu i zostawia jakby tłustą powłoczkę na skórze. Mimo wszystko radzi sobie ze zmyciem kosmetyków, bezproblemowo schodzi także eyeliner także pod tym względem jest okay.

Nie jest to także tradycyjna odkręcana buteleczka, trzeba tak jakby "nacisnąć" na zakrętkę i wychodzi "dzióbek". Niestety, moim zdaniem otworek ten jest za duży i zawsze wylewam więcej płynu niż tego potrzebuję, a co za tym idzie płyn nie jest bardzo wydajny. Przy codziennym stosowaniu jedna butelka starcza mi na około 3 tygodnie. Choć i tak staram się zwilżyć płynem tylko jeden wacik i tak jakby "odcisnąć" z niego płyn na drugi, bo gdy tego nie robiłam, to musiałam wyciskać płyn z wacika, bo był zbyt mokry i płyn dosłownie lał mi się po twarzy. Płyn ten ma także dość mocny, chemiczny (?), ale mimo wszystko przyjemny zapach. Kojarzy mi się z środkami czystości czy jakimiś żelami do oczyszczania twarzy.


Jeśli chodzi o skład, moim zdaniem może być, zdziwiły mnie w sumie parabeny (Methylparaben, Propylparaben), w końcu to produkt hypoalergiczny, a parabeny lubią podrażniać. 






Generalnie produkt radzi sobie ze swoim zadaniem, dobrze zmywa makijaż, jest niedrogi. Minusem na pewno jest średnia wydajność, choć jak na tą cenę to i tak nie ma co narzekać. Nie podoba mi się w nim to, że czasem lub podrażnić mi oczy. Mam w zapasie jeszcze jedno opakowanie, jest to już moje 4 i myślę, że po nim spróbuję coś innego, ale kiedyś na pewno jeszcze wrócę do płynu micelarnego bebauty.

A co Wy o nim myślicie? Sprawdził się u Was? A może ktoś może polecić mi jakiś dobry płyn micelarny? Chętnie skorzystam z Waszych rad. :)


Pozdrawiam, iyss

niedziela, 7 kwietnia 2013

Słowem wstępu...

Hej wszystkim! Choć domyślam się, że w przeważającej części odwiedzającymi bloga będą kobiety :) Moją pasją jest wszystko co wiąże się z urodą i dobrym wyglądem, dlatego będę zamieszczać tutaj recenzje kosmetyków, sposoby na dobry wygląd.  Raz na jakiś czas pojawi się pewnie coś związane z modą, gotowaniem. Mam nadzieję, że z czasem przybędzie mi czytelników, w końcu tworzę bloga nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla Was, czytelników. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!